Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Gryf Słupsk vs Powiśle Dzierzgoń 10.10.20

Podziel się
Oceń

Gryf Słupsk w XI kolejce spotkań w IV lidze zremisował na własnym boisku z Powiślem Dzierzgoń 1:1. Niby podopieczni Arkadiusza Gaffki dopisali sobie do dotychczasowego dorobku jeden punkt, ale taki rezultat trzeba rozpatrywać w kategorii porażki.
Kliknij aby odtworzyć

Gryfici mieli przystąpić do spotkania z silną chęcią rehabilitacji po wyjazdowej przegranej 0:1 z Aniołami Garczegorze. Niestety, w pierwszej połowie meczu na stadionie przy ul. Zielonej zobaczyliśmy słupski zespół bardzo nieporadny, pozbawiony ambicji i woli walki.

Widać było to już na samym początku, kiedy to w pierwszej akcji gości, już w 1 minucie, tylko dobra postawa słupskiego młodzieżowego bramkarza Filipa Bielańczuka zapobiegła utracie gola. Nawet jednak taka sytuacja nie spowodowała wzmożonej czujności słupszczan. Udowodnili oni, że źle weszli w mecz w 3 minucie. Stoper Wojciech Barnik w polu karnym sfaulował Dariusza Staniaszka, napastnika Powiśla i arbiter zawodów zarządził jedenastkę. Pewnie wykorzystał ją Patryk Lewandowski i drużyna przyjezdna szybko objęła prowadzenie. Było to o tyle dziwne, że w czterech wyjazdowych grach obecnego sezonu zespół z Dzierzgonia czterokrotnie przegrywał, nie zdobył nawet punktu. W Słupsku już od początku zaczęło się zanosić, że przy biernej postawie Gryfa goście przełamią dotychczasową złą passę.

Gospodarze spróbowali ruszyć do odrabiania strat. Aktywny był w tym skrzydłowy Oskar Zieliński. W 5 minucie nie wykorzystał jednak dobrego podania Szymona Mytycha. W 14 minucie z rzutu wolnego bramkarza gości, Tomasza Kowalskiego, sprytnym strzałem próbował zaskoczyć Patryk Dąbrowski. To nie była jedyna próba tego zawodnika, bo w 36 minucie, także z rzutu wolnego ten sam Dąbrowski wcelował w okienko, ale golkiper gości był na posterunku.

Przyjezdni, tuż przed gwizdkiem arbitra kończącym pierwszą połowę, mogli podwyższyć na 2:0, ale piłka po strzale Bartosza Gutorskiego z ponad 16 metrów uderzyła, na szczęście dla Gryfa, w poprzeczkę. Słupszczanie w tej pierwszej odsłonie grali słabo i publiczność w przerwie zastanawiała się czy w drugiej odsłonie uda się pobudzić Trójkolorowych do aktywniejszej gry. Udało się. Zgromadzeni na stadionie przy ul. Zielonej szybko przekonali się, że piłkarze Gryfa potrafią grać w piłkę. Od początku drugiej połowy na murawie można było zobaczyć zupełnie inny zespół. Gryf zaczął grać szybko, aktywnie i z pomysłem. Może to była kwestia zmian, bo na boisku pojawili się po przerwie w pomocy Kacper Jendruch i Marcjan Majcher. Weszli za Karola Świdzińskiego i Bartłomieja Nałęcza. Już w 46. minucie widzieliśmy składną akcję Majcher - Dąbrowski – Mytych. Ten ostatni, gdy już otrzymał piłkę w polu karnym, jednak na tyle opóźnił uderzenie piłki, że gdy końcu to zrobił, nie udało mu się zaskoczyć Kowalskiego.

W 53 minucie Mytych był już jednak na miejscu. Po dośrodkowaniu z lewej strony, próbujący interweniować bramkarz gości wypuścił futbolówkę z rąk, ta wpadła pod nogi Mytycha, który skierował ją do bramki. Było 1:1. Słupszczanie wreszcie doprowadzili do remisu i mieli jeszcze dużo czasu, by zdobyć zwycięskiego gola. Najbliżej tego był Oskar Zieliński, który niedługo potem uderzał z dalszej odległości. Piłka po jego strzale trafiła w słupek. W kolejnym fragmencie meczu Zieliński strzelał ponownie, ale tym razem futbolówka poleciała nad poprzeczkę. Za trzecim razem jego uderzenie wybił bramkarz gości. Przyjezdni zagrozili słupszczanom chwilę wcześniej, gdy w 70 minucie po rzucie rożnym Gutorski uderzał głową, ale niecelnie, bowiem piłka przeleciała nad bramką. W ostatnim kwadransie zawodników zaskoczył deszcz, który spowodował, że piłkarze bardziej czekali już na końcowy gwizdek, niż myśleli o zdobywaniu kolejnych goli. Mecz zakończył się więc rezultatem 1:1. Gryf na dobre zadomowił się bliżej środka stawki tabeli, a przed nim trudne mecze.

W najbliższą sobotę słupszczanie jadą do Lęborka na spotkanie z Pogonią, a potem podejmują Jaguara Gdańsk.


Reklama